Długa sobota.
Od rana na budowie. Ponieważ mrozy straszne, postanowiłem szybko pojechać i rozpalić w piecu. Temperatura wewnątrz wynosiła ledwo 6 stopni powyżej zera (w środku. na zewnątrz było -10). Po rozpaleniu zabrałem się za pracę. Obiłem płytą OSB ściankę pomiędzy salonem i pokoikiem na dole. Rigipsem zabudowałem ściankę przy oknie. Została jeszcze część pod oknem. Po wypełnieniu ścianki wełną, przykręciłem płyty rigipsowe z drugiej strony.
Efekty:
Po pracach w pokoiku, zabrałem się za sufit w ganku. Strasznie tam wiało. W sumie nic dziwnego, bo od zewnątrz tylko styropian i nie wszystkie dzury zapiankowane. Najpierw zrobiłem podłogę. Zostawiłem też mały otwór, żeby był tam dostęp. Dzięki temu powstał mały stryszek. Będzie na jakieś szpargały. Następnie wata i od dołu rigips. Akurat przyjechała żona i pomogła mi przycinać i przykręcać. Dzięki temu teść, który był ze mną od rana mógł wyskoczyć do domu na obiad.
Efekt:
Jak już skończyłem, z żoną postanowiliśmy wziąć się za sypialnię. Trzeba było przygotować stelaż pod płyty na skośnej ścianie. Po przygotowaniu stelaża, przynieśliśmy płyty i zabraliśmy się za przykręcanie. Po około 2 godzinach praca była skończona. Przy okazji przykręcone zostały płyty boczne. Ponieważ zabrakło profili, nie zrobiliśmy sufitu. A szkoda.
Efekt:
W czasie kiedy ja zajmowałem się podłączaniem gniazdek elektrycznych, moja żona postanowiła zrobić coś w kuchni i ... przygotowała tymczasowe półeczki. ;)